Kampania wyborcza jest od tego, żeby wyborcy mogli rozpoznać się w ofercie kandydatów, a następnie po dyskusji, po debacie, wybrać najlepszych zdaniem mieszkańców przedstawicieli do władzy. Radni sprawują bowiem władzę lokalną i stanowią prawo, które prezydent wykonuje.
Jak zapewne można było zauważyć, tej deliberacji, dyskusji o programach, było niewiele. "Wspólnota Samorządowa" dyskutowała swój program generalnie z osobami ją popierającymi, podobnie Anna Mieczkowska i jej kandydaci, spotykając się na Facebooku na wideoczatach, gdzie pisało sporo znajomych. No ale coś tam jednak było. Były spotkania wyborcze, gdzie rozmawiano z mieszkańcami, np. "Twój Powiat". Z jednej strony jednak niby chcemy rozmawiać, ale potem gdy sie dyskutuje, szybko przychodzi znużenie. Zwracają na to uwagę sami kandydaci. Nasza redakcja również starała się przybliżać sylwetki kandydatów czy komitetów w ramach działalności publicystycznej. Z sześciu opcji dostępnych w naszych okręgach wyborczych (miasto, powiat), praktycznie każdy komitet miał po trzy rozmowy. Tylko w przypadku PiS była to jedna rozmowa z Maciejem Bejnarowiczem, który z kandydata do rady powiatu, stał się kandydatem w gminie. Kampania "Centroprawicy" ma ślad marginalny.
Taki stan rzeczy miał wpływ na to, że była to kampania wręcz nudna. Pielgrzymki po domach, banery, wizyty w mieszkaniach, ulotki, rozdawanie długopisów, plakaty jak ktoś miał, domek wyborczy - to chyba wszystko. Ktoś powie: to była kampania wyjątkowo spokojna. Nie licząc słabego spektaklu ze sporem o domki przed ratuszem, nie działo się nic. Ten spokój będzie miał jednak swoją cenę w postaci niskiej frekwencji wyborczej. Dla komitetu Anny Mieczkowskiej, która stara się o reelekcję, to może być cena w postaci drugiej tury, gdyż to właśnie jej elektorat nie otrzymał impulsu, dla którego trzeba iść na wybory. Ale jest też druga strona medalu, nie bez wpływu na wynik wyborów. Po pierwsze, "Centroprawica" na czele z Czesławem Hocem nie zrobiła kampanii. PiS przegrał wybory i raczej nie skonsolidował swojego elektoratu. Ta jego żelazna część pójdzie na wybory, bo zawsze chodzi. Czy pozostałą część namówiły banery? Mało kto w tej kampanii robił akcję profrekwencyjną. Ściany nie nawołują do wyborczej mobilizacji. Płoty nie zachęcą do głosowania. To istota tej kampanii. Oczywiście, jej źródłem jest nowe doświadczenie kampanii wiosennej. To nie jest łatwe agitować w Wielkanoc. A i ciepły najbliższy weekend wcale nie musi zachęcać do głosowania...
Ale swojej szansy nie wykorzystał moim zdaniem także Jacek Woźniak. Jego komitet miał 2 tygodnie na postawienie kropki nad przysłowiowym "i" i zyskanie wyborczej przewagi. I co przez ten czas się stało? Ktoś coś zauważył, bo może ja przesiedziałem ten czas z nosem w książkach i coś mnie ominęło, albo nic nie zauważyłem. Jeśli Anna Mieczkowska chciała dostać świąteczny prezent, to go dostała. Moim zdaniem, będzie to widać w wynikach wyborów. I jeśli "Tak dla Kołobrzegu" prowadziło kampanię rzetelnie i realizując strategię, o której słyszeliśmy, to dla Woźniaka istnieje ryzyko, że te wybory zakończą się w pierwszej turze. I to na własne życzenie kandydata. Jeśli zyskuje się przewagę, a taka sytuacja miała miejsce w połowie marca, to przewaga wymaga atencji, zmiany podejścia taktycznego, bo zmienia się sytuacja. Ja tej zmiany nie zauważyłem. Czy zauważyli ją wyborcy - pokażą wyniki.
Podobna sytuacja miała miejsce w kampanii powiatowej. Przeprowadzona przeze mnie analiza wskazuje, że w zależności od komitetu - poza jednym, zarejestrowanym w mniejszej ilości okręgów, mogą one bazowo liczyć na 3-4 mandaty. Reszta będzie premią wynikającą z osiągniętego wyniku i podziału mandatów metodą d'Hondt'a. Problemem w analizie jest kilka faktów. Po pierwsze, ostatnie wybory samorządowe były 5,5 roku temu, czyli dawno. Preferencje wyborcze się zmieniły. Po drugie, wybory parlamentarne z 2023 roku opierały się na innych uwarunkowaniach i turystyce wyborczej. Cieszyły się również ogromnym zainteresowaniem wyborców, czego teraz nie widać. Podsumowując, żaden z komitetów nie ma szans na samodzielną większość, a jeśli frekwencja będzie niska, może to oznaczać konieczność szerszej koalicji, bądź przeciągania radnych.
Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Sam gubię się w nazwach komitetów i tym, kto, skąd i dokąd startuje. Wybierając rozmówców, aby stosować wybrany parytet, musiałem sprawdzać na stronach PKW. I z tym problem będą mieli wyborcy, którzy głosują programowo lub ideologicznie. Natomiast jeśli trend się odwróci i będą to wybory personalne, to niektóre komitety mogą się zdziwić... W każdym razie, apeluję o to, żeby w wyborach brać udział i wybierać świadomie, czyli sprawdzić kim jest ta osoba, na którą oddajemy głos, czy to faktycznie nasz reprezentant, czy może eksperyment. Jest takie powiedzenie socjologiczne, że wyborcy mają nie taką władzę, jaką wybrali, ale na jaką zasłużyli... 7 kwietnia głosujmy nawet wtedy, gdy ściany do nas nie przemówiły. Niech przemówi zdrowy rozsądek.
Robert Dziemba
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.