To miała być niezwykle ważna uroczystość. Ppłk Piotr Jaroszewicz mówił z trybuny na Forcie Ujście w Kołobrzegu 18 marca 1945 roku, że przyszłe pokolenia będą o tym mówić ze czcią. W tym się nie mylił. Tyle, że stało się to inaczej, niż wielu przypuszczało. Temat zaślubin z morzem był przez wiele lat marginalizowany, a nawet pomijany w oficjalnych publikacjach. Co więcej, nawet gdy już temat ten trafił do oficjalnego obiegu w latach 50-tych, kwestia odprawionej mszy świętej nie pojawiała się. W okresie późniejszym poświęcano jej jedno zdanie, jak na przykład A. Sroga w książce "Na drodze stał Kołobrzeg". Obecność kapelanów w Wojsku Polski w okresie II wojny światowej była w pełni tolerowana i miała dowodzić, że wojsko to nie różni się od standardów II RP. W okresie późniejszym, ze względu na spór pomiędzy państwem a Kościołem katolickim w zakresie obsadzania stanowisk kościelnych, organizacja ordynariatu miała charakter fasadowy - ogólnie to ujmując, bo wymagałoby to zbyt szerokiej analizy. W każdym razie, razem z mszą z zaślubin, w ludowej historiografii zmarginalizowany został również kapelan 3 Dywizji Piechoty.
Ksiądz Alojzy Dudek urodził się w 1913 roku w Tychach. W 1939 roku przyjął święcenia kapłańskie w Poznaniu. Udzielił ich kardynał August Hlond. Działo się to w czerwcu, a we wrześniu wybuchła wojna. Zastała ona młodego kapłana w Łucku na Wołyniu. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na tereny II RP, powraca do Tychów, gdzie w 1942 roku zostaje wcielony do Wehrmachtu i trafia na front wschodni. Nie zachowały się wspomnienia z tego okresu, w każdym razie we wrześniu 1943 trafił do sowieckiej niewoli. Długo tam nie przebywał, bo już w styczniu 1944 roku pojawia się jako kapelan tworzącej się w Sielcach nad Oką 3 Dywizji Piechoty. Został awansowany na kapitana, zapewne wcześniej również został zweryfikowany, a także przeszedł szkolenie polityczne, ale nie ma co do tego pewności. W swoich wspomnieniach, ks. Dudek pisze jedynie, że został kapelanem. Oddziały tworzyły się w trudnych warunkach. W każdą niedzielę kapelan odprawiał mszę, w jedną niedzielę dla 7, 8 i 9 pułku, w kolejną dla sztabu, pułku artylerii lekkiej i batalionu sanitarnego. W każdą niedzielę były to trzy msze.
Kapitan Dudek wspomina różne wydarzenia w Sielcach, w tym też i takie z lutego 1944 roku: "Otóż w tymże miesiącu odbył się w Moskwie Słowiański Zjazd Działaczy Politycznych i Wojskowych - Polaków, Czechów i Jugosłowian. Zjazd trwał cały tydzień. Spotkałem tam Wandę Wasilewską, Andrzeja Witosa, generała Berlinga. Byli też obecni dwaj księża kapelani: ks. płk Kubsz i kapelan 3 Dywizji Piechoty - czyli ja". 10 kwietnia dywizja wyruszyła w kierunku kraju. "W Biełgorodzie mieliśmy więcej czasu, toteż odprawiłem Mszę św. dla całej dywizji w starej cegielni, która stała niedaleko naszych wagonów. Obszerna, pusta cegielnia mogła pomieścić setki ludzi. W mig zrobiono prowizoryczny ołtarz, nakryto obrusem stół — 2 świece, krzyż i oto ołtarz połowy gotowy do bezkrwawej ofiary. Schodzą się żołnierze na Mszę św." - czytamy we wspomnieniach kapelana 3 dywizji. Znajdziemy w nich opisy różnych wydarzeń po wejściu w bój, w tym udzielenie żołnierskiego ślubu czy różnego rodzaju nabożeństwa. Ksiądz Dudek nie był żołnierzem frotowym w takim znaczeniu, że walczył z bronią w ręku na pierwszej linii. W swoich opisach podaje on, że ciągle gdzieś jechał, albo latał, gdzieś nocował. W trakcie trwającego w stolicy Powstania Warszawskiego, dywizja czekała nad Wisłą, a następnie weszła do Warszawy i stacjonowała w Rembertowie. Wydarzyła tam się tragedia, którą znajdziemy we wspomnieniach księdza: "W czasie postoju w Rembertowie zdarzył się tragiczny wypadek. Oto nasza 19-letnia telefonistka Janina Szerszeń, pracująca przy telefonach w jednostce „łączność”, idąc drogą z koleżankami kopnęła nogą pocisk leżący na ziemi. Pocisk naturalnie eksplodował i ciężko ją ranił. Dwa dni leżała nieprzytomna. Na trzeci dzień umiera. Zdążyłem ją tylko namaścić. Pochowana została na cmentarzu w Rembertowie".
12 stycznia dywizja rusza z Rembertowa w ramach rozpoczętej ofensywy sowieckiej. Kapitan Dudek opisuje osiągnięcie Bydgoszczy, Jastrowia, Mirosławca, Szczecina, a następnie Czaplinka i Połczyna-Zdroju. Stamtąd, kapelan dotarł pod Kołobrzeg, gdzie trwał bój o miasto. Ta część wspomnień jest dość interesująca: "Tutaj walka idzie o każdy dom. Miasto się pali. Niemcy bronią się zaciekle. Jestem na posterunku w Sanitarnym Batalionie, który mieści się tuż pod Kołobrzegiem w wiosce Charzynno. Samochody i ambulanse przywożą bez przerwy rannych. Lekarzom opadają ręce od pracy, operują we dnie i w nocy. Pomagają im dzielne siostry sanitariuszki, słaniające się od bezsenności. A wśród nich snuje się bez przerwy sylwetka księdza kapelana, który zaopatruje konających żołnierzy na drogę wieczności. Nieraz namaszczałem olejami św. ciepłe jeszcze zwłoki, błagając o miłosierdzie dla opuszczającej ciało duszy. Tych, co polegli na froncie lub umarli w szpitalu, grzebałem nieraz razem we wspólnej mogile". Słowa kapłana są mocno prawdziwe. 3 batalion sanitarny w Charzynie przyjął w okresie walk o Kołobrzeg 1604 żołnierzy. 86 z nich zmarło i zostało pochowanych na tamtejszym cmentarzu.
Niestety, interesująca nas z punktu widzenia historii Kołobrzegu uroczystość zaślubin msza, jaka została odprawiona na Forcie Ujście, została opisana tak: "Kiedy nareszcie Kołobrzeg został zdobyty, odbyła się uroczysta Msza św, w porcie kołobrzeskim — była to Msza św. prawdziwie dziękczynna". Swoje wspomnienia kapłan pisał po latach i trudno powiedzieć, dlaczego tak lakonicznie odniósł się do jednego z największych wydarzeń w historii 3 Dywizji Piechoty. Na pewno można to uznać za nieco dziwne, że sprawa tak wielkiej wagi została potraktowana tak lapidarnie. I nie chodzi tu o fakt zaślubin, który w tych wspomnieniach w ogóle się nie pojawia, ale o to, że nie zapisano żadnych refleksji związanych z tym zwycięstwem. Co prawda, wspomnienia były pisane po latach, ale ta bezrefleksyjność razi. Nie wiemy nawet, jaki przebieg miało nabożeństwo pod kątem intencji, nie licząc faktu dziękczynienia z tytułu zdobycia Kołobrzegu. Jak i czy wspominano poległych? Przecież cały czas odbywały się pogrzeby pojedyncze i pochówki w mogiłach zbiorowych. Nic z tych wspomnień się nie dowiemy, a to wielka szkoda dla badaczy. Za to o mszy na zakończenie wojny Dudek napisał, nawet wspomniał o orkiestrze wojskowej...
Ksiądz Dudek dotarł do Berlina, a informacja o zakończeniu wojny zastała go 9 maja 1945 roku w Dreetz. Po wojnie, powrócił do kraju, gdzie pracował w parafiach na Pomorzu Zachodnim, a następnie działał w Towarzystwie Chrystusowym w Ziębicach. W dostępnych materiałach nie wyjaśniono jego awansów: na majora i podpułkownika rezerwy. Generał Stanisław Popławski, dowódca 1 Armii Wojska Polskiego odznaczył go Krzyżem Zasługi. W zbiorach Muzeum Oręża Polskiego zachowało się zdjęcie w stopniu majora. W okresie PRL nie awansowano księży, nawet rezerwistów - nie robiono tego ot tak sobie. Być może traktowano go jako zasłużonego weterana. Z drugiej strony, nie słychać o jego udziale w kolejnych rocznicach walk o Kołobrzeg czy przyjeździe na rocznice zaślubin. Tą swoistą maskotką uroczystości był Franciszek Niewidziajło.
Robert Dziemba
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.