Wielu zapewne dziwnym wyda się fakt, że prezydent największego uzdrowiska w Polsce martwi się o węgiel. Wszystko to za sprawą zapowiedzi rządu, że samorządy będą mogły ten cenny surowiec sprzedawać swoim mieszkańcom po gwarantowanej cenie – około 2 tysięcy złotych za tonę. Otóż ma być ustawa, której projektu próżno szukać na sejmowych stronach. Jak zawsze medialna narracja wyprzedza pisemne propozycje.
Co wiadomo? Otóż wiemy, że samorządy mogą, ale nie muszą z propozycji rządowej skorzystać. Choć pewnie ktoś to wymyślił po to, aby te, które nie będą współpracować, stały się wrogiem mieszkańców, którzy chcieliby taki tańszy węgiel kupić. Tymczasem spotkałam się z przedsiębiorcami prowadzącymi w naszym mieście sprzedaż węgla. Skala nie jest duża, bo w Kołobrzegu to jedynie dwa składy. Firmy rodzinne, zajmujące się węglem od dekad. Czego się można dowiedzieć? Tego, że węgla na składach generalnie nie ma. Udaje się załatwić co dwa - trzy tygodnie jedną wywrotkę. Co więcej, to węgiel, który jest drogi już w cenie hurtowej, a trzeba po niego pojechać nieraz kilkaset kilometrów. Mało tego, jego jakość też jest często kontrowersyjna. Pytania więc nasuwają się same. Co miałyby sprzedawać samorządy skoro węgla nie ma? Czy ktoś pomyślał, co się stanie z ledwo wiążącymi koniec z końcem składami węgla, gdy to my będziemy sprzedawali węgiel z rządową dopłatą? Kto w samorządzie będzie wiedział jakiej jakości węgiel kupuje i czy nie jest to „błoto” z jakiegoś egzotycznego kraju?
Załóżmy więc, że przystępujemy do rządowego programu. Na przykład któraś z miejskich spółek podejmuje się tego wyzwania. Zmienia zapisy w KRS, uzyskuje wszystkie pozwolenia na obrót węglem, kupuje specjalną, certyfikowaną wagę, kasy fiskalne, zatrudnia dodatkowe osoby. Kupuje węgiel od wskazanej w ustawie spółki Skarbu Państwa (przy założeniu że rzeczywiście zmieni się prawo zamówień publicznych). To wszystko razem stanowiłoby duże koszty dla każdej z miejskich spółek, które przecież odczuwają skutki inflacji i wzrostu cen. Dodatkowo, na przykład nasza Miejska Energetyka Cieplna, wzięła już 30 milionów złotych kredytu, żeby kupić węgiel na ciepło, tak zwane systemowe. Skąd więc dodatkowe pieniądze? To przepis na katastrofę.
Szacunkowo, w skali Polski z pośrednictwa ze sprzedaży węgla utrzymuje się około 100 tysięcy osób. Przejęcie tego zadania będzie dla nich gwoździem do trumny i będzie grozić upadkiem ich działalności. Kto będzie sprzedawał węgiel za rok, za dwa, kiedy sytuacja na świecie się ustabilizuje, jak te firmy upadną? Samorządy?
I na koniec jeszcze jedna uwaga. Jeśli węgiel już pojawia się na składzie, jego cena kształtuje się w okolicach 3500 zł za tonę. W tej kwocie 23% to VAT. Czyli za każdą tonę, którą państwo nabędą, 805 zł trafia do kasy naszego państwa. Czy naprawdę trzeba więc robić wielki plan sprzedaży taniego węgla, angażować samorządy, planować rekompensaty, doprowadzić do bankructwa sektor prywatny od lat specjalizujący się w obrocie tym towarem, zamiast po prostu zamrozić VAT?
Anna Mieczkowska
UWAGA!
Komentarze są prywatnymi opiniami Czytelników, za które redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Publikowanie jest jednoznaczne z akceptacją regulaminu. Jeśli jakikolwiek komentarz narusza obowiązujące prawo lub zasady współżycia społecznego, prosimy o kontakt poczta@miastokolobrzeg.pl. Komentarze niezwiązane z artykułem, naruszające regulamin lub zawierające uwagi do redakcji, będą usuwane.
Komentarze zostaną opublikowane po akceptacji przez moderatora.