Subiektywne spojrzenie na dzisiejszą sesję budżetową. Na dzień przed końcem terminu, miasto nadal nie ma budżetu. Ma być jutro, czyli w sobotę.

Radny Kalinowski przypomniał dziś, że ich jest jedenastu. Ich, czyli radnych Klubu Porozumienia Dla Kołobrzegu. Ta grupa ludzi jeszcze kilka tygodni temu deklarowała, że nadchodzi koniec monopolu na nieomylność i wszechwiedzę, buty, arogancji władzy, braku rozmów ze społeczeństwem, mieszkańcami i organizacjami pozarządowymi. Większość w Radzie Miasta ma Porozumienie Dla Kołobrzegu i wielu z nas oczekiwało nowej jakości, zarówno w dialogu z ludźmi, jak i w stanowieniu prawa.

Dzisiejsza sesja pokazała, że oczekiwania wielu były na wyrost. Projekt uchwały w sprawie opuszczenia przez miasto Lokalnej Organizacji Turystycznej, nie był poprzedzony rozmowami z branżą turystyczną. Przekazywano nam nieprawdziwe lub niesprawdzone informacje, aby następnie zmienić plan i zamiast uzdrowienia LOT, opuścić tę organizację bez jakichkolwiek rozmów z innymi jej członkami. Rada Miasta, większością głosów właśnie uczyniła z siebie organ niewiarygodny i niestabilny dla innych partnerów. Porozumienie Dla Kołobrzegu obiecywało, że będzie wsłuchiwało się w głos mieszkańców, gdy tymczasem jesteśmy świadkami wsłuchiwania się wyłącznie w "widzi mi się" jednej grupy radnych, której nawet miejscami nie chce się chociaż uzasadnić jej zdania. Czyż nie za to krytykowaliśmy radnych Platformy? Za to zadufanie, miejscami za nielicznie się z mieszkańcami w imię partyjnej poprawności?

A teraz procedura uchwalania budżetu. To, czego dziś byliśmy świadkami, to nie tylko wstyd. To nie powinno się w ogóle zdarzyć na sesji Rady Miasta, na której moim zdaniem, część radnych, zamiast unieść się ponad powyborcze porachunki i urazy, zamiast myśleć o interesie ogółu, dążyła do wadliwego uchwalenia budżetu. Radni Porozumienia Dla Kołobrzegu byli przez dobre kilkadziesiąt minut głusi i ślepi na argumenty skarbnika i prawnika. Byli przekonani, że skoro mają większość, mają rację, mogą wszystko. Czyż nie to krytykował kiedyś Andrzej Mielnik kpiąc, że nauczył się liczyć do jedenastu? Radni ryzykowali dzisiaj to, że Regionalna Izba Obrachunkowa mogłaby zostawić Kołobrzeg bez budżetu, narzucając swoje rozwiązania finansowe, a za niekompetencję i butę radnych, ukarałaby kołobrzeżan. Mało tego, śmiem twierdzić, że niektórzy nasi przedstawiciele w Radzie Miasta w ogóle nie wiedzieli, co i dlaczego się dzieje. To była jakaś farsa.

Bardzo źle się dzieje, gdy władza przestaje słuchać ludzi, gdy jest głucha na jakiekolwiek argumenty poza tymi, które pochodzą z jej obozu, gdy nie ufa partnerom społecznym. Dziś połączyło się to z chaosem na sesji, gdy przewodnicząca Rady Miasta miała problemy ze stosowaniem statutu, za co punktowali ją radni Platformy. Można to zrozumieć o tyle, że w tej funkcji dopiero się wdraża, ale przecież obok niej siedzą doświadczeni samorządowcy, byli prezydenci. Rządząca większość nie była nawet przygotowana do merytorycznej dyskusji w zakresie procedury uchwalania tego budżetu. Były nerwowe przerwy, dyskusje, negocjacje za zamkniętymi drzwiami. Kilka tygodni temu, wielu cieszyło się, że oto Janusz Gromek otrzyma wreszcie grupę ludzi, która będzie mogła skutecznie kontrolować i nadzorować jego poczynania. Po dzisiejszej sesji, wycofywanych uchwałach i zdaniach, po widocznym uporze i zacietrzewieniu, mam wątpliwości, czy jest to możliwe czy zamiast zrobionego porządku nie zastaniemy kurzu bitewnego i gruzów. Chciałbym określić bardziej dosadnie te działania, jak zrobiłem to dziś w przerwie sesji, bowiem moim zdaniem zasługują one na to, ale nie pozwala mi na to prawo prasowe. Ktoś do licha musi się w tym opamiętać, bo mieliśmy dziś dopiero piątą sesję Rady Miasta w tej kadencji i jedną ważną uchwałę - budżet. Aż strach pomyśleć, co będzie dalej, bliżej absolutorium. A przecież miał to być czas nadziei na lepszy Kołobrzeg, na Porozumienie Dla Kołobrzegu...

Robert Dziemba